niedziela, 21 lipca 2013

NA POCZĄTEK

Kiedyś usłyszałam, że ponoć nic tak nie pobudza kreatywności jak brak gotówki. Sama nie wiem... Widocznie są dusze artystyczne, które pobudza do działania ambicja i są takie, które do działania zmusza głód żołądka...Ja oczywiście głodem nie przymieram, a i ambicja nie jest dla mnie dobrym doradcą, jednak biorąc pod uwagę jak wiele motków włóczki uzbierałam przez lata robienia planów i projektów, których za nic w świecie nie umiałam skończyć, chociaż oczywiście znajdowałam siły aby zacząć,  wciąż się zastanawiałam, co w końcu zmobilizuje mnie do działania. I chociaż to może się innym wydawać dziwne, to wciąż szukałam powodu, dla którego miałabym cokolwiek robić. Tak jakbym samo robienie nie było wystarczające. 

Mijały lata...Naprawdę. Z jednej strony czułam palącą potrzebę tworzenia, a z drugiej zniechęcenie, poczucie błahości i bezsensu. No bo po co? Tworzyć dla tworzenia? I tak po prostu, nie zarabiać na tym? Strata czasu...Naprawdę tak myślałam. Okazało się, że to, co potrafię w ogóle nie kojarzyło mi się z hobby czy choćby zabawą. Traktowałam to jak obowiązek. Myślałam, jest talent to trzeba go wykorzystać w konkretnym celu, inaczej tylko go marnotrawię. Nieprawdopodobne jak człowiek potrafi błądzić... 

Na szczęście w końcu nastąpił przełom i poczułam jakby ogromny ciężar spadł mi z ramion. Nagle zrozumiałam, że nic nie muszę...że jeżeli tylko będę chciała to mogę już nigdy nie wziać szydełka czy drutów do ręki. Nie muszę kreować, nie muszę tworzyć własnego biznesu, nie muszę nic...Zniknęła presja, zrozumiałam, co mnie blokowało i wtedy pomyślałam, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie szydełkować...I dopiero wtedy pojawiła się przyjemność.

Tak powstała poducha z włóczki, z której byłam pewna, że nigdy nic nie powstanie. Dlaczego? Przede wszystkim nitka jest cieńka, a ja od zawsze lubowałam się w moherach i grubych wełnach, a tu nagle szydełko nr 2? W życiu...Tak więc połączyłam dwie nitki na szydełko nr 4.
Poduszka składa się z 18 motywów, a wzór na pojedyńczy medalion zaczerpnęłam z mojej ukochanej książki Ireny Koteckiej "Album splotów szydełkowych". Ta książka była w moim rodzinnym domu odkąd pamiętam, a teraz jest w moim i wciąż jest aktualna. Z tym, że dziś wiem, jak z niej korzystać, a kiedyś tylko oglądałam obrazki :)


Praca nad tą poduchą sprawiła mi ogromną przyjemność, wręcz błogość, zwłaszcza, że robiłam ją z myślą o mojej siostrze. Nie pamiętam abym w coś włożyła tyle zaangażowania i serca. To takie odświeżające uczucie...Bezinteresowne. Bardzo potrzebne.












2 komentarze:

  1. Przeczytałam najnowszy wpis i musiałam przeczytać wszystkie pozostałe, od najnowszego aż do tego pierwszego :). U mnie było trochę inaczej, dawniej tworzyłam, bo to było treścią mojego życia, malowałam, rysowałam, uwielbiałam też dziergać na drutach. I zawsze najważniejszy był sam proces tworzenia, a nie to, czy moje dzieło zaistniej gdzieś w jakiejś rzeczywistowści, czy ktoś je dostrzeże, a już w ogóle nie myślałam o zarabianiu. Kiedy przyszedł czas, że jednak trzeba było zacząć zarabiać - podjęłam zupełnie inną pracę, a moja radosna twórczość stała się zabierającą czas zabawą i budziła poczucie winy. To nie było mądre myślenie, ale był trudny czas, człowiek czasem się gubi między tym co by chciał, a co powinien... Dzisiaj wracam do mojego hobby, wskrzeszam pasje, które dają mi radość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz, co za radość być czytanym :) To dobrze wrócić do swoich pasji i doświadczać tej radości na nowo :) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń