piątek, 7 sierpnia 2020

#6


Środek lata. Piękny sierpień.
Gdy w końcu nadchodzi wieczór, dzieci śpią, otwieram szeroko balkon i oddycham. Ziemia jest teraz spieczona słońcem i oddaje swoje ciepło w powoli chłodniejszy wieczór. Wszystko pachnie. Kwiaty czekają na łyk świeżej wody, podłoga na pozamiatanie, a wiklinowy fotel na choćby moment kiedy w nim usiądę. A ja po prostu patrzę. Na moje dwie wieże, różowo niebieskie chmury i po prostu sobie rozmyślam.

Wręcz muszę szukać tej magii w moim świecie. Patrzeć oczami tak aby dostrzegać wokół piękno i dobro. To dla mnie szalony czas. Wyjątkowy, ale bardzo wymagający. 
 

Robię wszystko aby się nie pogubić, aby odzyskiwać równowagę, bo tracę ją codziennie, balansuje, czasem wręcz ocieram się o obłęd. To jest taki moment w życiu moich dzieci, kiedy muszę być dla nich zawsze. A jestem jeszcze przecież ja. Ania, która ma w sobie pasję, milion zainteresowań. I jest też Leszek, kochany mój, tak zalatany jak ja.



Często widzę jak ludzie pokazują, że "świat to dla nich za mało", wciąż chcą czegoś więcej, nowych ubrań, przedmiotów, dyplomów na ścianie, przygód itd. I sama już nie wiem czy to ze mną jest coś nie w porządku, że może ja więcej nie jestem w stanie przyjąć, ale mój świat to dla mnie kolos, a co dopiero reszta. Przecież we wszystkim widzę potrzebę troski. Wszystko, co posiadam łaknie mojej uwagi, opieki, poświęconego czasu. Pochylam się nad każdym okruchem, wszystko czeka na dotknięcie mojej dłoni. Na myśl, która rozwiąże każdy problem. Na dobre słowo, gest jak choćby uśmiech, czy spojrzenie. A ja nie sądziłam, że choć jestem tak niedoskonała, to jestem taka sprawcza, mocno ogarnięta. I nie, to nie oznacza czystych podłóg w całym domu, umytych okien, pozałatwianych wszystkich odłożonych spraw. Ale jestem. Każdego dnia stawiam się do życia. I czasem to jest cholernie trudne, ale najważniejsze.



Więc patrzę na horyzont, a gdy jest już zupełnie ciemno szukam księżyca i błyszczących gwiazd. Przez głowę przelatuje mi mnóstwo wspomnień z mojego dzieciństwa. 
A potem po prostu idę spać.






***
NOTKA DZIEWIARKI

W tym przepełnionym obowiązkami czasie, zrobienie choćby jednego rzędu oczek na szydełku czy drutach jest nie lada wyczynem. Ale udaje się. Wolniej ale konsekwentnie kończę i zaczynam nowe projekty. To daje mi ogromną radość i siłę. Ukończyłam koc dla dzieci, w między czasie uszyłam drugi baldachim dla Kosma, nową pościel dla Gai, zaczęłam kolejny koc...Czytam kolejną książkę. W głowie pełno pomysłów na swetry zimowe. Oby mi ich nigdy nie zabrakło.

sobota, 30 maja 2020

#5

Jaskółki...Gdy słyszę ich śpiew, to wiem, że lato już blisko. Bzy przekwitły, ale w wazonie mam pierwsze piwonie z ogrodu. Piekłam już nie raz ciasto z rabarbarem, gdzieniegdzie nadziewane truskawkami z naszej działki. Dni są ciepłe, wieczory pachnące. W szafie nowa sukienka. Kocham szyć. Nic tak nie rozbudza mojej wyobraźni jak materiały, włóczki i czasopisma...Tak było zawsze. Odkąd pamiętam.




A pamiętam bardzo dobrze, jak byłam mała, wizyty u cioci, która była prawdziwą krawcową. Pod stołem z maszyną miała worek na ścinki niepotrzebnych tkanin i ja wybierałam sobie z niego te kawałeczki i marzyłam, co mogłabym z nich zrobić. Albo nasz mały osiedlowy kiosk i dzień, w którym wypatrzyłam zeszyt z wykrojami ubranek dla lalek, albo encyklopedię robótek dziewiarskich, którą dostałam od mamy. Nie przesadzę stwierdzeniem, że była to książka mojego dzieciństwa.




Mówi się, że każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy. Jestem pewna, że tak właśnie jest, jednak trudno tę prawdę przyjąć i przenieść na siebie odpowiedzialność, bo często okazuje się, że sami sobie zgotowaliśmy nasz los. Ale wierzę w coś jeszcze, co przeczytałam niedawno, że przede wszystkim, piękno i dobro w naszym życiu zależą właśnie od nas. Co za potencjał!




Myślę, że naprawdę dojrzałam. Wiele rzeczy "smakuje" mi inaczej. Mnóstwo spraw odpuściłam. Nie było łatwo, ale zyskałam bardzo wiele. Liczy się to, co najważniejsze. Na szczęście już wiem, co dla mnie jest ważne. Cieszę się, że z biegiem lat życie staje się dla mnie coraz ciekawsze. Głębsze, przyjazne, z wielu powodów bardziej ekscytujące. W końcu zrozumiałam, że światu trzeba dawać z siebie to, co najukochańsze. Tylko właśnie, najpierw to trzeba samemu w sobie ukochać, uszanować, nasycić się tym. A to jest proces, trzeba czasu. Trzeba się oswoić. Ale też złagodnieć. Dla siebie.

***


NOTKA DZIEWIARKI

W wełnie lubię to, że daje zawsze kolejną szansę. Choć nie cierpię pruć, to jednak doceniam tą możliwość. Już raz zrobiłam sweter z tej włóczki, ale nie byłam z efektu zadowolona. Kłębki czekały dwa lata, aż przyszedł na nie czas. Teraz robiąc ten prosty sweter uczę się i przypominam sobie wiele rzeczy. Od formowania rękawów i dekoltu, po naukę robienia plisy w tzw. serek i elastyczne zakończenie brzegów.
Sukienka podoba mi się szalenie choć jest bardzo prosta i typu "namiot" to czuję się w niej bardzo dobrze. Nie pamiętam kiedy ostatnio szyłam sobie ubranie. Z pewnością było to jeszcze na studiach. Dziś jeszcze nie wiem, co tak naprawdę chcę nosić. Moda zawsze była dla mnie ważna. Jednak dziś tak naprawdę szukam definicji kobiecości na nowo. Mam więcej dystansu i inne priorytety. Sama jestem ciekawa gdzie mnie to zaprowadzi.


poniedziałek, 27 kwietnia 2020

#4


Jedne z najlepszych moich wspomnień z dzieciństwa to dziadek i jego działka. Nawet teraz gdy o tym myślę, to widzę go uśmiechniętego na ławeczce z nieodłączną lufką z papierosem. Był dla mnie dobry. Na działce mogłam wszystko. Lubiłam z nim być.



Gdy tu przyjechaliśmy wiedziałam, że przyjdzie czas abyśmy także mieli własny ogródek. Było to jedno z tych marzeń, o które byłam całkowicie spokojna. Czekało sobie cichutko i cierpliwie. Nie miałam wątpliwości, że to nastąpi. Czekałam na właściwy moment.



Nasza działka zanim trafiła do nas należała do starszego małżeństwa. Niestety najpierw odeszła ta Pani, a niedługo potem jej mąż. Na miejscu wszędzie odciśnięty jest po nich ślad. Widać, że spędzali tam dużo czasu z wielkiego zamiłowania. Zostawili wszystko tak, jakby mieli zaraz wrócić. Myślę, że jeszcze przez dłuższy czas nie zmienię tam zbyt wiele. W szafkach starannie poukładane ściereczki, szklanki, talerzyki. Mnóstwo narzędzi, stary młynek do kawy, zbiór podkładek od piwa, pudełko szachów...A ogród...Mamy trzy drzewa owocowe: jabłoń, brzoskwinie i chyba gruszę. Trzy krzewy winogron, piękne maliny i truskawki. Mnóstwo kwiatów, wspaniała szklarnia. Dla mnie istny raj.




To, czego najmniej się spodziewałam przyjeżdżając tutaj, to to, jak wielu przyjaznych ludzi tu spotkamy. Ale nie młodych, starsze pokolenie. Mamy fajnych sąsiadów działkowych. Z jednej strony Zigi i Herman. Chcą nam pomagać, zawsze zagadują, mimo, że nie mówimy jeszcze tak dobrze po niemiecku. Z drugiej strony Pan od wody. Doradza, pożycza narzędzia, otwarcie mówi, jak bardzo się cieszy, że tacy młodzi ludzie jak my chcą pracować na działce. Jest jeszcze Dieter, starszy Pan, przyjaciel poprzedniego właściciela działki. Zna jej wszystkie tajemnice, nauczył Leszka przycinać winogron, przyniósł i zasadził ich szczypiorek. Pewnego razu, niespodziewanie chwycił mnie za rękę i uśmiechając się powiedział "dobrze". Jak się okazało jego zmarła przed 4 laty żona była Polką.



Gaja nieustannie dostaje w prezencie słodycze i to nawet od nieznajomych. Choćby na spacerze, uśmiechają się, zagadują i nagle bach, sięgają do kieszeni czy torby i wyciągają czekoladki i machają na pożegnanie. To jest takie miłe. Są swobodni, nigdzie się nie spieszą, bezinteresowni.




I o tym właśnie zawsze marzyłam. O tym by przynależeć, czuć ciepło w sercu, o swobodnym oddechu. Kochać i być kochanym. I tak, to jest robota do zrobienia, to nie spływa na człowieka jak łaska z nieba. Rodzinę się tworzy, każdego dnia, każdym jego okruchem. To są decyzje, wybory. I tu jest wszystko, i śmiech i krzyk, frustracja i wielkie szczęście, bezsilność i moc jakiej nigdy wcześniej nie miałam. Ale przede wszystkim nieważne czy upadamy, ważne, że wstajemy i idziemy dalej.




Każdego wieczora dziękuję za trzy podstawowe rzeczy. Za to, że jesteśmy bezpieczni, za to, że jesteśmy zdrowi i za to,  że jesteśmy razem. Życie lubi zaskakiwać i wcale nie są to oczywiste sprawy. Lubię o tym pamiętać. I faktycznie jest tak, że albo żyjesz tak, jakby wszystko było cudem, albo nic. Czasami gdy rano się budzę, a bardzo jeszcze chciałabym pospać i słyszę pokrzykiwania moich dzieci, wstaję kompletnie nieprzytomna i tak jakby z muchami w nosie, ale wchodzę do kuchni i widzę nasze wieże, bezkres nieba i myślę, do diabła z muchami, życie jest takie piękne!


***

NOTKA DZIEWIARKI

Był plan na biały ażurowy sweterek i nawet go zaczęłam...ale coś było nie tak. Zatęskniłam za szydełkiem i w jednym momencie znalazłam pomysł na kocyk z włóczki, którą kupiłam dawno temu. I robota idzie jak burza. Wykradam każdą wolną chwilę. Nie mam pojęcia kiedy go skończę, ale to nic. Bardzo przyjemnie się go dzierga. Jestem w połowie drogi.

piątek, 3 kwietnia 2020

#3

Czasami nie chcę pisać, bo mam ogromny chaos myśli. Mimo to słowa tłoczą się w mojej głowie i domagają się posłuchu. Często pozwalam im przemijać, mając nadzieję, że kiedy będę ich potrzebować to powrócą i wybrzmią pełniej.



Jestem naprawdę zwyczajną dziewczyną i chyba w głębi siebie, taką chcę pozostać. Dziewczyną, która chce po prostu tworzyć, tak jak oddycha. Bez przerwy i naturalnie. Jednak moje ego jest większe niż przypuszczałam i niż można byłoby się po mnie spodziewać. Żyją we mnie mnich-przyrodnik oraz gwiazdor - despota. Nie są w stanie się porozumieć. Zresztą nic dziwnego. Odkąd jestem mamą ich konflikt ucichł, ale są momenty, gdy czuję jak na nowo rozdzierają mi duszę, a ja nie mam nic na swoją obronę. Jednak uczę się je ujarzmiać. Dzieci to najlepszy trener rozwoju osobistego.



Czasami mam problem z oceną, czy moje konkluzje są właściwe czy są tylko kolejnymi wymówkami, usprawiedliwiającymi moje postępowanie. Jednak myślę, że gdzieś po drodze, na przestrzeni lat, straciłam zapał i wiarę. Nie wiem dlaczego, wiele ważnych dla mnie spraw, utraciło sens. Może to naturalne. Dojrzałam i bardzo wiele zmieniłam, więc wiele pragnień, które napędzały mnie energią, po prostu zniknęło. Dziś wszystko jest inaczej niż jeszcze trzy lata temu. Ale co najważniejsze, bardzo cieszę się z tego.




Spotkanie właściwego człowieka odmienia całe życie. To zupełnie jak brakujący element w zębatce koła. Niby wszystko gra, ale jednak się nie kręci. Dopiero kiedy brakujący element wskakuje na swoje miejsce maszyna zaczyna działać i wykorzystywać swój potencjał. Moją drogę dzielę na dwa etapy. Ten zanim poznałam Leszka i ten odkąd jesteśmy razem. Myślę, że zbyt często mylimy słowo właściwy z idealny. Nie warto szukać kogoś idealnego, ale warto być z właściwym człowiekiem. Jak często tak się zdarza? Że jesteśmy z właściwymi osobami, że otaczamy się  właściwymi ludźmi? A jak wielki wpływ ma to na nasze życie?





Zanim jednak tak się stało, był czas kiedy bardzo w siebie wątpiłam. Tak jakbym odrzuciła całkowicie tą utalentowaną część siebie. Jakbym ją zupełnie wyparła. Taka strata, tyle zmarnowanego czasu. Jednak taka była moja droga i to wszystko doprowadziło mnie do tego, co mam dziś. Przede wszystkim wspaniałą rodzinę. Bardzo ich kocham, są dla mnie wszystkim.



Niestety człowiek ma zawsze głowę gdzieś indziej niż tu i teraz. Myślimy o tym czego nie mamy, obmyślając plan jak to zdobyć, podczas gdy dookoła jest tak wiele niewykorzystanego, zmarnowanego. Już od dawna upraszczam nasze życie na ile to możliwe. Łatwiej odnaleźć spokój, gdy uczciwość wobec samego siebie jest na pierwszym miejscu. Im mniej posiadamy, tym mniej mamy zmartwień. Jednak coraz częściej dostrzegam, że są ludzie, którzy lubią mieć zmartwienia. To sprawia, że nie muszą się konfrontować z samym sobą i po prostu zmieniać. Jednak taka też ich droga.



Póki co, skupiam się na najważniejszej roli jaką kiedykolwiek przyszło mi pełnić. I mimo to, że nie jestem już tak młoda, szczupła i ładna, to nigdy wcześniej nie byłam tak akceptowana i kochana przez bliskich jak dziś. A to daje wielką moc. To wystarczy. Być ważnym, kochanym i bezpiecznym. A reszta to tylko pejzaż.
***

NOTKA DZIEWIARKI

Sweter z włoczki Melody z Drops'a, zużyłam 5 motków. Ale miałam z nim zabawy. Pierwszy raz dziergałam od góry z rękawami w reglan. I jeszcze ta plisa...Wymyśliłam ją sama i zdaję sobie sprawę, że nie jest idealna, ale akceptuję to w pełni. Jeszcze na dodatek nie wiem dlaczego zapięcie zrobiłam od lewej strony a nie od prawej. Ale tak mi się podobało, więc tak zrobiłam i tak będę nosić :) Lubię go, jest ogromny, miękki i bardzo ciepły, w moich ulubionych kolorach. Jednak teraz zrobię coś z gotowego wzoru. Tylko nie mogę się zdecydować, co najpierw chciałabym...Może biały ażurowy sweterek na lato...

sobota, 29 lutego 2020

#2

Wiosnę czuję całą sobą. Powietrze pachnie inaczej. Naprzemiennie deszcze ze słońcem, tworzą, co chwilę podwójne tęcze nad naszym miastem. W sklepach Wielkanocne ozdoby i pełno roślin, niemal wszędzie ziemia kwiatowa w wielkich workach. Żółty i zielony w każdym zakątku!








Ostatnio czas ma dla mnie wiele wymiarów. Z jednej strony płynie leniwie, bo dni wypełnia ukochana rutyna. Karmienia, zabawy z dziećmi, pranie, kawa, spacery, a wieczorami druty i wspólne z mężem czytanie książek. A z drugiej strony czuję jakby to było wczoraj gdy opuszczałam szpital z małym Kosiem, a na dworze był niemiłosierny upał. A tu już koniec lutego, za nami pół roku najmłodszego, a Gaja za moment 2 latka. Co za liczba! Jak to się stało?






 Od tej wiosny będzie też u nas inaczej. Spełniłam swoje marzenie o działkowym ogródku. Serce mi rośnie, a w głowie huczy aż z podekscytowania. Gaja jest zachwycona, gdy poszliśmy tam pierwszy raz, chwytała za każdą furtkę i spoglądała na mnie, a ja mówiłam "To jeszcze nie ta..." Na miejscu od razu wzięła się za porządki i zbierała wszystkie możliwe patyczki. To jej ulubione zajęcie na dworze. No i kałuże. Mąż dumny, bo działeczkę wybrałam nam naprawdę wspaniałą. Oboje poczuliśmy ogromne wzruszenie, zwłaszcza na myśl o tych wszystkich chwilach, które tu z dziećmi spędzimy. Zbieranie wspomnień jeszcze nigdy nie miało dla mnie takiej wartości jak teraz. Ogromna wdzięczność!






 Nauczyłam się też zatrzymywać ulotne chwile by poczuć je całkowicie. Sekundy, w których sobie myślę, tak teraz jestem szczęśliwa, właśnie teraz! I trwa to póki z tego błogiego stanu nie wyrwie mnie krzyk, któregoś z dzieci. A krzyczą całkiem sporo i niemal bez przerwy... Nie wiem jak ja jeszcze normalna jestem...Boję się, że zanim dorosną to już będę głucha :) Gaja to typowy mały choleryk i numer z niej prawdziwie wystrzałowy, do tego, te niewinne oczęta i usta jak malinki. Jest boska. A Kosma to tak pogodne i uśmiechnięte dziecko, że aż trudno uwierzyć. Jednak temperament, choć spokojniejszy, także ma gorący. Obserwowanie ich to niesamowite doświadczenie. Bycie z nimi to najważniejsza rzecz jaką kiedykolwiek w życiu robiłam.





Żyje nam się tutaj naprawdę dobrze. Spokojnie i bezpiecznie. Pamiętam, że kiedy podejmowaliśmy decyzje o wyjeździe nie bałam się czy to dobrze czy źle. Bardzo mnie zaskoczyło, jak szybko poczułam się tutaj jak w domu. A teraz gdy są z nami dzieci to już totalnie.




Tak więc czas mija i cieszę się, że mimo natłoku zajęć mobilizuje się i zatrzymuję na zdjęciach te drobne momenty. Wiem, że gdy kiedyś na nie spojrzymy, dzięki nim, przypomni nam się o wiele więcej.
***

NOTKA DZIEWIARKI

Jak ja kocham ten szal! Ta wełna jest wspaniała. Bardzo ciepła, ale delikatna i lekka. Noszę go nieustannie, tak po prostu zamiast swetra. Uwielbiam się nim otulać, a jest tak obszerny, że pomieści nawet nas troje. W sumie zużyłam 7 motków. Wzór zaczerpnęłam z fantastycznego magazynu, który odkryłam tutaj.
Kolejny projekt mam  już na drutach i nie mogę się doczekać kiedy go skończę. Będzie to sweter mojego pomysłu.